sobota, 19 maja 2012

Rozdział 13 : O mały włos



- Tonks...ja przepraszam - powiedziała Hestia, kiedy Dora weszła następnego dnia do boksu. - Przepraszam, że ukrywałam prawdę o Remusie, ale on nie chciał abyś dowiedziała się od któregoś z nas. Chciał ci o tym powiedzieć w odpowiednim momencie. Byłaś nowa, więc nie chciał cię "spłoszyć".
- Już dobrze, wcale się na ciebie nie gniewam, ani na Syriusza, ani już tym bardziej na Remusa. Spotkało go wiele przykrości z tego powodu, więc wcale mu się nie dziwię, że wolał mi o tym nie mówić na samym początku - odparła Tonks i przytuliła przyjaciółkę.
- Cieszę się, że tak do tego podchodzisz - przyznała Hestia.
- To co dzisiaj robimy? Masz jakieś konkretne polecenia, czy też wolisz posłuchać mojej propozycji? - spytała Tonks.
- No to wal.
- Wczoraj, kiedy byłam na Grimmauld Place Remus opowiadał mi o sobie. Wszystko byłoby ok, ale jedna sprawa nie daje mi spokoju. Po śmierci Potterów opuścił matkę, to było jakieś 15 lat temu. Od tamtego czasu urwał się z nią kontakt. Słuchaj, przeszukał wszystkie cmentarze w okolicy Doliny Godryka i nie znalazł jej tam. Nikt też nie zgłosił jej zaginięcia. Ja uważam, że ona wciąż żyje i zamierzam ją odnaleźć. Wchodzisz w to? - spytała dziewczyna z entuzjazmem.
- Jasne, że tak, bo jeśli to co wnioskujesz to prawda, to wreszcie się na coś przydamy. Już dosyć mam siedzenia i wypełniania jakiś bzdurnych, nikomu nie potrzebnych papierów. Ale wiesz, że podejmowanie działania na własną rękę jest wykroczeniem, za który możemy wylecieć z pracy? - wolała upewnić się Hestia.
- Wolę wylecieć z pracy ze świadomością, że robiłam coś pożytecznego, niż wylecieć ze świadomością, że mogłam coś zrobić, a tego nie uczyniłam - odparła pewna siebie Tonks.
- Myślę dokładnie to samo. To od czego zaczynamy?
- Musimy się dowiedzieć wpierw jak ma na imię jego matka. Najprawdopodobniej mieszkała bądź nadal mieszka w Dolinie Godryka.
- Drugie imię Remusa brzmi John, więc bardzo prawdopodobne, że to imię ojca - stwierdziła Hestia.
- John Lupin...no to mamy jakąś poszlakę. Wiemy też, że zmarł niedługo po tym, jak Remus opuścił Hogwart. Musimy zatem przejrzeć wszystkie odnotowane zgony sprzed jakiś 16 lat, może znajdziemy tam jakieś informacje o jego rodzinie - powiedziała Dora.
- To niewykonalne. Musiałybyśmy pójść do Archiwum, a przecież zazwyczaj pilnują go dwaj strażnicy, a ich z kolei pilnuje Percy Weasley. Dobrze wiesz, że nas nie przepuści.
- Nas jako nas nie, ale właśnie w takich momentach bycie metamorfomagiem jest bardzo przydatną umiejętnością - uśmiechnęła się Tonks.
- To nawet może się udać. Tylko trzeba jeszcze załatwić ci jakąś fałszywą tożsamość. Mogłabyś podać się za kogoś z Francji albo Włoch, przecież czarodzieje nie żyją tylko w Anglii - zaproponowała Hestia.
- Może coś wymyślę, ale nie mam, że tak powiem, odpowiedniego ubioru. Jak sama wiesz nie lubię paradować w sukienkach i szpilkach - odparła Dora.
- Mogłabym ci coś pożyczyć, choć sama nie mam tych ciuchów zbyt dużo. Wiesz, jako auror, także nie przywykłam do chodzenia w eleganckich kreacjach, ale może coś uda nam się wybrać. Wybierzemy się do mnie po pracy, mam nadzieję, że uda nam się to zrobić zanim Filip wróci do domu. Chociaż przydałby się ktoś do ocenienia strojów - zaśmiała się Hestia. Mówiła teraz o swoim mężu, z którym była już od ponad czterech lat. Filip Jones pracował w Banku Gringotta jako Łamacz Zaklęć, więc był cennym członkiem Zakonu Feniksa.
- Więc niech i tak będzie. Mam nadzieję, że znajdziemy jakieś przydatne informacje w tym Archiwum i, że będzie warto.
 Obie zdziwiły się swoim optymistycznym podejściem do sprawy. Przecież sytuacja wydawała się beznadziejna, bo jaka jest szansa na znalezienie kogoś o kim nic nie było wiadomo od przeszło 15 lat? Jednak już zbyt długo siedziały bezczynnie, więc gdy nadarzyła się okazja, nie wahały się długo.

~~*~~

 Jak postanowiły, tak też zrobiły. 
- Jakie to jest niewygodne - jęknęła Tonks, gdy następnego ranka zmierzała do Ministerstwa w ubraniu, które zdecydowanie nie pasowało do jej stylu. Miała na sobie szarą spódnicę i marynarkę tego samego koloru. Hestia zmusiła ją także do ubrania butów na niewielkim obcasie. Z twarzy nie była już sobą. Teraz miała zielone oczy, szerszą twarz, zupełnie inny nos, a jej włosy przybrały barwę brązową i zostały uczesane w dosyć ciasny kok.
- Nie jest aż tak źle. Trzymajmy się planu, a będzie dobrze....chyba - odparła Hestia. Ona miała robić za osobę, która oprowadza ją po Ministerstwie.
 Gdy znalazły się w Atrium tak jak zawsze skierowały się do wind. 
- Musimy udać się do Departamentu Magicznych Wypadków i Katastrof, bo jeśli ojciec Remusa był czarodziejem to nie sądzę aby zginął śmiercią naturalną w czasach, gdy Vol....gdy Voldemort był u szczytu potęgi - powiedziała Tonks krzywiąc się przy wypowiadaniu tego imienia.
- Pewnie masz racje, zatem na poziom III - Hestia wcisnęła guzik i magiczna winda gwałtownie ruszyła do tyłu. Po chwili już zmierzały korytarzem do Archiwum. Jak się spodziewały zastały tam dwóch strażników oraz Percy'ego.
- Czego tu chcecie? - wypalił na powitanie tęższy ochroniarz.
- Spokojnie Arnoldzie. Ale mnie też ciekawi co was tu sprowadza. Pracujesz przecież piętro niżej Jones - powiedział Percy mierząc je wzrokiem.
- Nazywam się Sophie Rossie. Pracuję we włoskiej siedzibie Ministerstwa Magii w wydziale Magicznych Katastrof i Wypadków - powiedziała Tonks starając się opanować drżący głos.
- Nie przypominam sobie ciebie, od dawna pracujesz? - spytał, a serce zabiło jej mocniej.
- Nie, może od kilku tygodni. Przysłali mnie tu, ponieważ pilnie potrzebujemy informacji o niewyjaśnionych zabójstwach. Chyba trafiliśmy na trop, ale nie mamy jeszcze 100% pewności czy te sprawy były zgłaszane - skłamała jak z nut.
- Kto jest twoim przełożonym? - zapytał Weasley podejrzliwym tonem.
- Cuthbert Mockridge, jeśli chcesz możesz się z nim teraz skontaktować - odparła Tonks pewnym głosem. Nagle twarz Percy'ego złagodniała i stał się dla niej uprzejmy jak nigdy.
- Oh, to nie będzie konieczne, zapewniam Panią. Hestio pokaż Pani Rossie wszystkie sprawy, które będzie chciała przejrzeć i nie pośpieszaj jej - powiedział po czym otworzył im drzwi. Zanim je zamknął dodał tylko - Ze względów bezpieczeństwa nie mamy tu pełnego oświetlenia, więc zapalcie różdżki - i drzwi się zamknęły.
Lumos! - szepnęły obie.
- Tonks, czy ty wiesz w co my się pakujemy? Jeśli to się wyda... 
- Nie wyda się, obiecuję. Chodźmy, mamy mało czasu - odparła Dora i rozdzieliły się. 
 Trudno było cokolwiek odnaleźć jedynie przy świetle różdżki, ale nie miały innego wyjścia.
- Hestio! Znalazłam - zawołała Tonks po cichu. Stała teraz koło półki z literą "L"
- John Lupin (ur. 15 sierpnia 1929 roku, zm. 27 października 1970 roku) Został zabity przez śmierciożerców, więcej o jego śmierci nic tu nie piszą - powiedziała Dora. - Przed śmiercią mieszkał w Dolinie Godryka. Ojciec Remusa Johna Lupina, mąż Evelin Lupin. Hestio, matka Remusa to Evelin Lupin! - dodała uradowana. Nie zdążyła jednak nic więcej powiedzieć, bo dobiegły ich krzyki zza drzwi. Tonks szybko odłożyła dokumenty na miejsce.
- Już wiedzą, wiedzą, że nie jesteś tym za kogo się podajesz - szepnęła wystraszona Hestia. Obie zalał zimny pot.
- Ufasz mi? - spytała Dora.
- Oczywiście, ale co zamierzasz?
- Po prostu mi zaufaj i udawaj, że cie oszukałam mówiąc ci, że jestem z włoskiej siedziby Ministerstwa. A teraz może trochę zaboleć. Incarterous - szepnęła i magiczne liny oplotły jej przyjaciółkę zwalając ją z nóg. Zdążyła jeszcze tylko schować różdżkę i chwilę potem do Archiwum wpadli ochroniarze. 
- Okłamałaś nas. Wcale nie pracujesz dla nas. Przyznaj się kim jesteś! - zawołali.
- Chętnie, ale nie chcecie dowiedzieć się co zrobiłam z waszą pracownicą? Na waszym miejscu poszukałabym jej - powiedziała aby ich zdezorientować. Udało jej się. Wykorzystała moment nieuwagi i wybiegła stamtąd kierując się do wind. Natychmiast rzucili się w pogoń za nią, ale na korytarzu było wyjątkowo tłoczno. Tonks z trudem dopadła do windy i nacisnęła guzik z napisem VIII, a drzwi zatrzasnęły się ochroniarzom przed nosem. Ledwo zdążyła odetchnąć, gdy kobiecy głos oznajmił "Poziom ósmy, Atrium". Starała się iść najszybciej jak potrafi jednocześnie nie wzbudzając niczyich podejrzeń. Nerwowo wodziła wzrokiem po urzędnikach, szukając wśród nich ochroniarzy. Nagle ich dostrzegła. Biegli w jej kierunku. Prawdopodobnie przyjechali drugą windą. Arnold, był już na tyle blisko, że wyciągnął ręce przed siebie, by ją złapać. Jednak w tym samym momencie Tonks dopadła pierwszy wolny kominek i zamiast na jej ubraniu, ręce ochroniarza zacisnęły się w powietrzu.
 Dora natomiast znalazła się w toalecie. Nie była to jednak zwykła toaleta tylko służbowe przejście dla pracowników Ministerstwa. Czym prędzej wybiegła z kabiny, a gdy znalazła się już na ulicach Londynu, poza magicznymi barierami Ministerstwa Magii, teleportowała się przed próg swojego mieszkania. Szybko otworzyła i zatrzasnęła drzwi za sobą po czym osunęła się na krzesło ledwo łapiąc oddech. 
- O mały włos a wszystko by się wydało - powiedziała do siebie. Czuła jak serce jej mocno bije. Była zalana potem i wciąż wyglądała jak Sophie Rossie. 
 Gdy tylko trochę ochłonęła, umyła się, przebrała w swoje normalne ciuchy i znów była sobą, tylko włosy (tym razem koloru gumy do żucia) nieco skróciła, bo wciąż było jej bardzo gorąco.
 Postanowiła bezzwłocznie udać się z powrotem do Ministerstwa, aby sprawdzić co z Hestią. 
- Przecież to nie ja jestem winna tylko jakaś tam Sophie - powiedziała sama do siebie kierując się w stronę "toalet". - No i przede wszystkim było warto - dodała w myślach zadowolona z tego, co przed chwilą dokonała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zakon Feniksa