Zbliżał się koniec września i Remus z dnia na dzień stawał się coraz bardziej niespokojny i strapiony, bowiem koniec miesiąca oznaczał, że niedługo zacznie się pełnia. Tonks i Hestia postanowiły wreszcie wszcząć poszukiwania.
Od zdarzenia w Ministerstwie minął już tydzień, więc młode aurorki uzgodniły, że w końcu trzeba się wybrać do Doliny Godryka.
- Jak myślisz, jaka jest szansa, że nikt nie zauważy naszej nieobecności w Ministerstwie? - spytała Dora, gdy szły jedną z londyńskich ulic.
- Wiesz, jest środek tygodnia, więc myślę, że raczej duża - odparła Hestia.
- Ale zabawne, ja pytam poważnie.
- Tonks, to jest Ministerstwo. Tam nawet jak wychodzisz do toalety, to jesteś podejrzana - powiedziała i obydwie zaśmiały się.
- Niby fakt, ale z drugiej strony, to kiedy miałybyśmy to zrobić? W tygodniu obserwuje nas Ministerstwo, a w weekend Molly. Jeśli zaraz znów nie zaczniemy sprzątać to śmierciożercy będą milsi od niej - stwierdziła Tonks, a przyjaciółka przytaknęła jej. Potem rozejrzały się dookoła. Nigdzie nie było żywej duszy, więc deportowały się.
O tej porze roku Dolina Godryka mieniła się pełnią jesiennych barw. Było chłodno, ale słońce wyglądało zza chmur. Młode aurorki przez chwilę obserwowały tę piękną scenerię, zapominając o celu wyprawy. Z rozmarzenia wyrwał ich szelest liści wywołany czyimiś krokami. Obejrzały się za siebie i zauważyły krępą staruszkę zmierzającą ulicą w przeciwnym kierunku.
- Tonks, wiesz kto to jest? To Bathilda Bagshot - powiedziała podekscytowana Hestia.
- Przepraszam, kto?
- No coś ty Tonks! To autorka Dziejów Magii, słynna historyczka - wyjaśniła.
- Faktycznie, była taka książka. Zajrzałam do niej może ze dwa razy - przyznała Dora. Hestia tylko pokręciła głową z rozbawieniem.
- Chodźmy, może ona nam pomoże - zaproponowała i obie ruszyły za staruszką. Szybko ją dogoniły.
- Dzień dobry pani Bagshot. Mogłybyśmy zamienić z panią słówko? - zagadnęła Tonks.
- Witam. Oczywiście, o co chodzi? - spytała pogodnie staruszka.
- Ale jeśli to możliwe, wolałybyśmy nie tutaj - wtrąciła Hestia.
- W takim razie zapraszam do siebie - powiedziała Bathilda i aurorki podążyły za nią.
Przed domem Bathildy znajdowała się krótka ścieżka prowadząca przez niewielki ogród. Gdy Tonks i Hestia weszły do salonu w oczy rzucił im się duży kominek , na którym stały fotografie.
- Rozgośćcie się, a ja zrobię herbaty - powiedziała staruszka udając się do kuchni. Tak więc dziewczyny zaczęły się rozglądać po pomieszczeniu. Sprawiało wrażenie przytulnego i bezpiecznego.
- Hej Tonks, popatrz - Hestia podała jej starą fotografię i obie uważnie jej się przyjrzały. Przedstawiała ona niewielką grupę ludzi. Oczywiście wszyscy się ruszali i uśmiechali życzliwie. W kobiecie stojącej z prawej, rozpoznały Bathildę. Obok niej stali mężczyzna i kobieta w podobnym wieku. Z lewej strony patrzyło na nich szczęśliwe małżeństwo. W środku stali trzej nastoletni chłopcy w przyjacielskim objęciu. Jeden z nich miał czarne, zmierzwione włosy i okrągłe okulary, drugi, równie rozczochrane, kręcone włosy oraz zawadiacki uśmiech. Ten trzeci był z nich najwyższy. Miał gęste, starannie uczesane, mysie włosy, a jego twarz była poprzecinana kilkoma bliznami.
- To przecież są James, Syriusz i Remus! - wyrwało się Tonks. W tym momencie usłyszały kroki gospodyni, więc odłożyły fotografię i szybko zajęły miejsca na kanapie. Po chwili do salonu weszła Bathilda niosąc tacę z trzema filiżankami herbaty i babeczkami, prawdopodobnie własnego wyrobu. Z grzeczności obie poczęstowały się wypiekami.
- Tak więc słucham, cóż to za sprawa? - spytała Bathilda.
- Otóż widzi pani, pracujemy w Ministerstwie i jesteśmy aurorami - zaczęła Hestia.
- Teraz wszystko jasne, dlaczego nie chciałyście aby ktoś nas podsłuchał. Już ja wiem jaka teraz jest tam sytuacja, ale czy mogłabym poznać wasze imiona? - zapytała staruszka.
- To jest Nimfadora Tonks, a ja nazywam się Hestia Jones. Od razu mówię, że Dora nie lubi swojego imienia - odrzekła.
- Szukamy matki przyjaciela, jednak wszystko to robimy na własną rękę. Zauważyłam, że na kominku ma pani fotografię, która przedstawia grupę ludzi, może pokażę o kogo chodzi - Tonks wstała i podała jej ową fotografię.
- To zdjęcie przedstawia moich najlepszych sąsiadów, Potterów, Lupinów i tego młodego Blacka - odparła Bagshot. - Zawsze wiedziałam, że on jest niewinny. Tak tak, ja też należę do Zakonu Feniksa - dodała.
- Skąd pani wie, że my też do niego należymy? - zdziwiły się.
- Albus powiedział mi o nowych członkach Zakonu, ja należałam do niego jeszcze przed upadkiem Voldemorta - odparła.
- Czyli pomoże nam pani?
- Zrobię co tylko się da.
- No więc szukamy matki Remusa Lupina, znała ją pani, prawda? - spytała Tonks.
- Znałam całą ich rodzinę, naprawdę ich podziwiałam za to jak dawali sobie radę po tej tragedii. Jednak muszę was zmartwić. Nie widziałam jej od czasu śmierci Potterów. Wtedy także zniknął Remus. Musicie ją zrozumieć, najpierw straciła męża, potem jedynego syna. Evelin spakowała się dosłownie z dnia na dzień - powiedziała Bathilda.
- Nie wie pani, gdzie mogła się udać? - zapytała Hestia.
- Niestety nic nie mówiła. Ale za to, zanim wyjechała, wpadła do mnie na chwilę, zostawiła klucze do domu i powiedziała, że jeśli Remus kiedykolwiek się tu pojawi to mam mu je wręczyć. Powiedziała także, że jeśli zechce ją odszukać to wszystkie wskazówki znajdzie w domu.
- Czy mogłaby nam pani pokazać ten dom? Remus na pewno sam by się tu udał, ale musi pilnować i dotrzymywać towarzystwa Syriuszowi - rzekła Dora.
- Coś mi mówi, że mogę wam zaufać. Zatem chodźmy, zaprowadzę was tam. Tylko na ulicy starajmy się raczej nie rzucać w oczy. Wiecie przecież moje drogie, że nigdzie już nie jest bezpiecznie - powiedziała Bathilda, po czym wszystkie trzy ubrały się i wyszły na zewnątrz. Tonks i Hestia szły jakieś 20m za staruszką, tak by nie wzbudzać podejrzeń. Miały szczęście, bo na ulicy spotkały tylko trzy osoby i to mugoli, gdyż w Dolinie Godryka mieszkający tam czarodzieje współżyli z mugolami i żadna ze stron nie wchodziła sobie w drogę.
Po dwudziestu minutach powolnego marszu, dotarły na koniec uliczki. Stał tam niewielki dom. Z wyglądu zewnętrznego nic nie wskazywało na to, że był niezamieszkany od 15 lat. Również ogród wyglądał na starannie wyplewiony i zadbany.
- Odkąd Evelin opuściła Dolinę Godryka, zajmuję się tą posiadłością - wytłumaczyła Bathilda widząc zdziwione spojrzenia młodych aurorek.
- Należą się pani słowa uznania, ten dom naprawdę wygląda na zamieszkały - przyznała Hestia.
- Oj, to naprawdę drobiazg. Chodźcie, wejście jest z tyłu - odparła staruszka po czym zniknęła za rogiem, a one podążyły za nią z nadzieją, że uda im się znaleźć pomocne wskazówki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz