Nagle jednak zorientowała się, że wcale nie jest sama. Tuż przy jej łóżku siedziała kobieta, tak podobna do Bellatriks Lestrange, że można by je wziąć za bliźniaczki.
- Mamo.. - powiedziała Tonks słabym głosem, wyrywając ją głębokiej zadumy.
- Córeczko.. Ted obudziła się - Andromeda zwróciła się do męża, który stał oparty o ścianę. Obydwoje bardzo się ucieszyli. - Jak się czujesz? - spytała Dory głaszcząc ją po włosach, które, choć nadal były fioletowe, nie błyszczały tak jak zwykle, były jakieś przygaszone.
- Już mi lepiej, powiedz, co z Hestią? - zaniepokoiła się dziewczyna.
- To łóżko obok należy do niej, teraz wyszła do toalety. Jak dobrze pójdzie to razem zostaniecie stąd wypisane - uśmiechnęła się do córki chcąc dodać jej otuchy.
- Jak my się tu znalazłyśmy? Przecież obydwie byłyśmy nieprzytomne - zdziwiła się Tonks.
- To Remus was tu przyniósł, ale on sam.. - urwała Andromeda.
- Co mu jest, co się stało? - dopytywała się dziewczyna.
- To było zaraz po przemianie, był wycieńczony i przy teleportacji... niestety nieco się rozszczepił. Ale nie bój się, od razu nim też się zajęli, więc raz dwa i jego ramię wróci do zdrowia - dodała pospiesznie widząc jak Dora blednie coraz bardziej.
- Jest tutaj?
- Nie, od poniedziałku go nie widziałam - odparła Andromeda.
- Jak to od poniedziałku? - zdziwiła się Tonks.
- Dzisiaj jest czwartek Doro - wyjaśnił jej ojciec. - Przez cały czas byłaś nieprzytomna.
- A Hestia?
- Ona odzyskała przytomność dzisiaj rano, teraz mamy wieczór - dodała Andromeda.
- I wy przez cały czas tu jesteście? - dopytywała się Tonks.
- Nie tylko my. Byli tu też Molly, Kingsley, matka Remusa, a raz nawet Alastor przyszedł sprawdzić co z wami - odparła, a Dora poczuła miłe ciepło w środku, słysząc ile osób martwiło się ich stanem zdrowia. Nagle do sali wszedł uzdrowiciel i oznajmił, że czas odwiedzin się skończył, a pacjentka musi odpoczywać, więc Andromeda wraz z Tedem pożegnali się z córką i wychodząc minęli się w drzwiach z przyjaciółką Dory.
- Tonks! Jak się czujesz? - spytała z troską Hestia siadając na brzegu łóżka szpitalnego.
- Teraz już znacznie lepiej, a ty?
- Nieco się zdziwiłam, który dzisiaj dzień, ale poza tym jest już całkiem dobrze - odparła po czym obydwie padły sobie w ramiona i przez dłuższy czas nie zwalniały uścisku. Pomimo tego co mówiły, w ich oczach nadal czaił się strach. - Kto ci to zrobił? - spytała Tonks widząc szramę na szyi przyjaciółki.
- Jeden z wilkołaków musiał mnie drapnąć, gdy.. - i nagle urwała, bo przed oczami stanął jej ten widok.
- Ja wiem. Pamiętaj, siedzimy w tym razem - uśmiechnęła się Dora pokrzepiająco.
- Dziękuję ci, że jesteś ze mną.
- Przecież jesteś dla mnie jak siostra, nigdy cię nie opuszczę, chyba, że kiedyś tego zechcesz.
- O to się nie musisz martwić - Hestia odwzajemniła uśmiech, który nagle jednak spełzł jej z twarzy.
- Co się stało? - zaniepokoiła się Tonks.
- Czy.... czy ty widziałaś co oni tobie zrobili?
- Jeszcze nie - odparła Dora, a Hestia niechętnie podała jej lusterko.
- Przynajmniej mnie nie pogryzł - stwierdziła drżącym głosem, przesuwając palcami po policzku, na którym widniały cztery ślady po pazurach. - Teraz to już na pewno zostanę starą panną z kotami - dodała i mimo woli się uśmiechnęła.
- Nic nie zważy twojego humoru, prawda? - spytała Hestia. - Wierz mi, że te blizny tylko dodają ci urody - powiedziała i również się uśmiechnęła.
- Wiesz, kiedy już byłam całkiem bezbronna, a ty leżałaś nieprzytomna, przybyło ich jeszcze więcej. Jeden z nich podszedł do przywódcy, chyba do Greyback'a i wtedy spojrzał na mnie. Miałam wrażenie, że coś jest znajomego w tym spojrzeniu, to był Remus - opowiedziała jej.
- Skąd wiesz?
- Był najmniej agresywny z nich wszystkich i on jako jedyny został przy nas, gdy reszta odeszła - przedstawiła swoje argumenty.
- Teraz to ma sens. To on nas uratował, ale sam przypłacił to zdrowiem, słyszałaś co mu się stało? - spytała Hestia, a Tonks kiwnęła głową.
- Apropos Remusa, muszę ci coś powiedzieć - zaczęła nieśmiało Dora.
- Co takiego?
- Nie wiem co się ze mną dzieje. Za każdym razem gdy go widzę, bezwiednie się uśmiecham, czasami przyłapuję się na myśleniu o nim, zanim zasnę, gdy czuję jego dotyk to przez moje ciało przepływają takie dziwne, przyjemne dreszcze, a gdy nie ma go w pobliżu, nie czuję się bezpieczna i w pełni szczęśliwa... - wyznała dziewczyna, a Hestia uśmiechnęła się do niej ciepło.
- Tonks, ty się zakochałaś, zakochałaś się w Remusie - podsumowała patrząc na nią błyszczącymi oczami.
- Naprawdę tak uważasz? - Nimfadora chciała się upewnić, choć sama dobrze wiedziała, że tak właśnie się stało.
- To widać i cieszę się, że tak się stało - odparła Hestia.
- Dlaczego?
- Bo Remus to wspaniały człowiek, któremu po prostu zdarzyło się w życiu wiele złego, on potrzebuje miłości.
- Nawet jeśli ja faktycznie się w nim zakochałam to przecież on nic takiego do mnie nie czuje - Tonks posmutniała.
- I tu się mylisz - zaprzeczyła tryumfalnie Hestia. - Sposób w jaki na ciebie patrzy, jak się zachowuje, gdy jesteś w pobliżu, nie jesteś mu obojętna.
- Tak myślisz? - spytała Dora z nadzieją w głosie.
- Ja to wiem - przyjaciółka puścił jej oczko i obydwie roześmiały się cicho. Nagle ich rozmowę przerwało pukanie do sali i już po chwili do środka wszedł Filip Jones, mąż Hestii.
- Cześć skarbie - przywitał się i obdarzył ją całusem w policzek. - Czołem Tonks.
- Cześć - odparły obydwie.
- Nie to, że nie cieszą mnie twoje odwiedziny, ale co ty tu robisz o tej porze kochanie? - spytała Hestia.
- Stęskniłem się
- Jaki ty dzisiaj uroczy jesteś - uśmiechnęła się do niego i przez chwilę zatonęli w swoich spojrzeniach. Tonks poczuła niemiłe ukłucie gdzieś w środku i postanowiła udać się do toalety, by pozwolić tej dwójce nacieszyć się sobą w spokoju.
W drodze powrotnej starała się jak najwolniej stawiać kroki, ponieważ nie chciała wracać do sali. Przy Filipie i Hestii czuła się jak piąte koło u wozu. A najbardziej bolał ją fakt, że najprawdopodobniej ona nigdy nie znajdzie takiego szczęścia jak oni. Nagle, pogrążona w myślach, wpadła na kogoś.
- Przepraszam - bąknęła, ale gdy tylko ów chłopak się odwrócił, jej twarz rozświetlił uśmiech. - Charlie, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cie widzę - powiedziała i już po chwili zniknęła w objęciach przyjaciela.
- A i ja się cieszę, że widzę cię żywą. Jak tylko usłyszałem co się stało, wziąłem jeden dzień wolnego i przyjechałem do Londynu - odparł i dopiero po chwili zobaczył, że jego przyjaciółka jednak ucierpiała w walce. - Kto ci to zrobił? - spytał wskazując na jej policzek.
- Fenrir Greyback, przywódca podziemia wilkołaków - odparła.
- Jak to się stało, że byłaś w zasięgu jego bandy?
- Lepiej spytaj swojego brata - ucięła, bo przypomniało jej się, jak bardzo jest wściekła na Percy'ego.
- Zrobię to, ale za chwilkę. Jak się czujesz? - usłyszała już po raz trzeci.
- Poczułabym się lepiej, gdybym mogła już stąd wyjść.
- Głowa do góry, słyszałem, że w sobotę rano was wypuszczą - oznajmił szczerząc zęby.
- Wreszcie jakaś dobra wiadomość - odparła Tonks i poczuła, że robi jej się słabo.
- Wiesz, przepraszam cię, ale źle się czuję, chyba muszę się położyć.
- Rozumiem, nie przepraszaj, bo nie masz za co. Idź odpoczywaj, a ja jeszcze się na pewno odezwę. Przyślij od czasu do czasu jakiś list - rzucił Charlie po czym uściskał ją na pożegnanie.
Kiedy Tonks wróciła do sali, nie zastała już tam Filipa. Natomiast Hestia siedziała na swoim łóżku i czytała jakąś książkę.
- Dlaczego tak nagle wyszłaś? - spytała Dorę.
- Nie chciałam wam przeszkadzać, wyglądaliście na szczęśliwych, no a ja wciąż jestem w kropce - odparła siadając obok przyjaciółki.
- Wcale nie chciałam abyś źle się poczuła
- Ja wiem i nie musisz się tłumaczyć. Po prostu źle się czuję z powodu ostatniej wyprawy oraz z tego powodu, że Remus nie pojawił się tu ani razu - Tonks zwiesiła głowę.
- Przecież to nie dlatego, że nie chce. Może coś mu nie pozwala, może on też źle się czuje i ta sytuacja lekko go przerasta? - zasugerowała Hestia.
- Sama już nie wiem co o tym myśleć. Nie chcę zniszczyć naszej przyjaźni, ale też nie chcę zostać sama, bo jak tak dalej pójdzie to Sama-Wiesz-Kto zabije wszystkich przeciwników i na tym się świat skończy - odparła Dora.
- To najczarniejszy i niestety na razie najbardziej prawdopodobny scenariusz, skoro Ministerstwo zaczęło wysyłać swoich ludzi na śmierć - skwitowała Hestia. Tonks chciała coś dodać, ale nagle poczuła ból w okolicach ran i jej głowa opadła bezwładnie na ramię przyjaciółki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz