"To, co robisz teraz, może ocalić przeszłość i w konsekwencji zmienić przyszłość"
Paulo Coelho - Alef
Nastał środowy poranek. Powietrze było świeże i chłodne, a delikatny wiatr kołysał drzewa, których liście zaczynały powoli zmieniać barwę. Trawa pokryła się rosą, która błyszczała wdzięcznie pod wpływem słońca nieśmiało wyglądającego zza chmur.
Właśnie w taki poranek Remus ocknął się. Leżał całkiem nagi w kałuży własnej krwi i tylko ból był jedyną oznaką, że wciąż żyje. Niedaleko jego głowy ktoś podrzucił mu jego ubranie, jednak Lunatyk nigdy nie podejrzewał, że ubieranie może sprawić tyle trudności.
Dziesięć minut później stanął niepewnie na nogach. Stwierdził, że nie da rady zrobić teraz choćby kroku, ponieważ oprócz świeżych ran nabawił się także wyziębienia organizmu. Postanowił zaryzykować teleportację, w końcu nie miał już nic do stracenia. Napiął wszystkie mięśnie i skupił się na swoim celu. W chwilę potem okręcił się wokół własnej osi i zniknął z głośnym trzaskiem.
Ku jego zdumieniu pojawił się bezpośrednio na ulicy Grimmauld Place i tylko cudem ustał na nogach. Nagle spostrzegł, że z Kwatery Głównej ktoś wychodzi. Dopiero po chwili zorientował się, że była to matka Hestii. Schował się więc za najbliższe drzewo, ponieważ nie chciał aby kobieta zobaczyła go w takim stanie. Szczerze mówiąc nie chciał aby go ktokolwiek zobaczył, ale nie miał dokąd pójść, więc chcąc nie chcąc zaczął stawiać chwiejne kroki w kierunku drzwi z numerem 12.
Remus dałby wszystko byleby tylko nie widzieć tego wyrazu, który wymalował się na twarzy Syriusza, gdy otworzył mu drzwi. Łapa przez dłuższą chwilę stał w bezruchu, wpatrując się w przyjaciela przerażonym spojrzeniem po czym wpuścił go do środka, zamykając drzwi na klucz.
- Co...co ci się stało? - wydusił po dłuższej chwili. Wciąż nie mógł oderwać wzroku od niego. Remus był wprawdzie ubrany, ale koszula już dawno przesiąkła mu krwią, a na twarzy miał liczne, głębokie zadrapania. Włosy,posklejane od brudu i potu, opadały mu na zapuchnięte oczy, z których wyzierało cierpienie.
- Zorientowali się, zorientowali się, że coś jest nie w porządku. Straciłem ich zaufanie, a dodatkowo o mało co nie zostałem zabity przez nowy nabytek Greybacka - odparł cicho Lupin. Na razie wolał nie wspominać o powierzonym mu zadaniu, a i przyjaciel zbytnio na niego nie naciskał. Zaprowadził go tylko do łazienki po czym pomógł mu obmyć się z kurzu i krwi oraz przebrać w czyste ubranie.
Tymczasem Tonks, która usłyszała, że ktoś wchodzi po schodach, starała się wstać z łóżka. Kiedy tylko stanęła na nogach, poczuła ostry ból rozchodzący się po całej dolnej części ciała. Zachwiała się, jednak nie przewróciła się. Zaczęła stawiać niewielkie kroki w stronę drzwi. Dość sporo czasu i sił poświęciła na dojście tam, jednak była z siebie zadowolona.
- Syriuszu, co się... - zaczęła, jednak to co zobaczyła sprawiło, że głos uwiązł jej w gardle. Kuzyn stał na środku przedpokoju podtrzymując nikogo innego jak tylko Remusa. Na widok przyjaciela poczuła jakby jakaś niewidzialna ręka ścisnęła ją z całej siły za serce. Poczekała aż Syriusz posadzi Lupina na jego łóżku i dopiero wtedy odważyła się odezwać.
- M..może byśmy użyli dyptamu? - zasugerowała drżącym głosem, a Łapa natychmiast zerwał się, by go poszukać. Dora, czując, że kręci jej się w głowie, zajęła miejsce koło przyjaciela i popatrzyła na niego pytającym wzrokiem, a Remus odpowiedział na jej nieme pytanie.
- Nie zdążyłam cię ostrzec - wyznała. - To przeze mnie już ci nie ufają. Wtedy, w Nurmengardzie ja.. ja nie myślałam do końca trzeźwo i przez przypadek wspomniałam o tobie, przepraszam - dodała, spuszczając głowę.
- Przecież wiem, że nie zrobiłaś tego specjalnie i nigdy by mi do głowy nie przyszło mieć o to do ciebie pretensje - powiedział z przekonaniem Lupin.
- Mam dyptam - oznajmił uradowany Syriusz, znów zjawiając się w najmniej odpowiednim momencie. Po chwili jednak podał eliksir kuzynce i opuścił pokój pod pretekstem nakarmienia Hardodzioba. Wtedy Tonks przypomniała się rozmowa z Miriam Jones.
- Była dzisiaj u mnie matka Hestii. Była bardzo przybita. Remusie, powiedz mi proszę, co się stało z Hestią - przerwała panujące w pomieszczaniu milczenie i wbiła wzrok w Lupina, który wyraźnie zmarkotniał. Tak bardzo nie chciał być osobą, która powie o tym dziewczynie.
- Kiedy uciekaliśmy z Nurmengardu, warunki do teleportacji były bardzo trudne. Na morzu szalał sztorm, a dementorzy deptali nam po piętach. Coś poszło nie tak i Hestia dość poważnie się rozszczepiła. Teraz jest w św.Mungu, lecz wciąż nie ma z nią kontaktu. Ona przeżyła, ale dziecko....nie miało żadnych szans - kiedy Remus skończył mówić zauważył, że po policzkach dziewczyny spływają błyszczące łzy.
- Gdyby nie ja, to wszystko potoczyłoby się inaczej - wyszeptała, a kilka kolejnych kropli łez spadło jej na ubranie.
- Spójrz na mnie - poprosił, jednak Tonks wciąż wpatrywała się przed siebie niewidzącym wzrokiem. Wtedy Remus delikatnie ujął ją za podbródek i zmusił, by na niego popatrzyła. Kiedy jego miodowe oczy spotkały się z jej czarnymi tęczówkami, mógłby przysiądz, że zobaczył pojawiające się w nich ledwo widoczne iskierki.
- Masz rację, gdyby nie ty to wszystko potoczyłoby się inaczej. Nigdy nie uratowalibyśmy Alicji i nigdy nie dowiedzielibyśmy się o śmierciożercach w Mungu. Oboje z Hestią jesteśmy dorośli i zdajemy sobie sprawę, że na świecie nie jest już bezpiecznie. Ja sam przyłączyłem się do Greybacka, nikt mnie do tego nie zmuszał. Tak samo Hestia z własnej woli udała się do Nurmengardu, zdając sobie sprawę ze swojego wyboru. Więc jeśli czemuś jesteś winna to tylko temu, że nie dbasz o swoje zdrowie i nie odpoczywasz, kiedy jest ci to zalecone - zakończył z lekkim uśmiechem, nie spuszczając z niej wzroku, a Tonks modliła się aby ta chwila trwała jak najdłużej. Ich usta dzieliły zaledwie centymetry, a spojrzenia przenikały się wzajemnie. Remus czuł, że z każdą chwilą zaczynają budzić się do życia uczucia dawno w nim uśpione. Nie mógł uwierzyć, że był na tyle głupi, by do tego dopuścić, przecież miłość nie była dla niego. A już na pewno nie zasługiwał na kogoś takiego jak Dora.
Nagle odwrócił wzrok i puścił jej podbródek, przerywając tym samym tę dziwną więź, która utworzyła się między nimi. Tonks także spuściła wzrok, a iskierki, tlące się w jej oczach, zupełnie wygasły.
- Mogę? - spytała, potrząsając buteleczką z dyptamem. Chciała przerwać nieprzyjemne milczenie, jednak Remus tylko skinął głową. Dopiero po dłuższej chwili odważył się odezwać i opowiedział jej o Ianie. Wszystkie emocje jakie nią targały Lupin bezbłędnie rozszyfrował z jej twarzy, jednak ona opanowanym głosem powiedziała tylko, że powinien powiedzieć o tym Dumbledore'owi.
Rozmawiali jeszcze przez chwilę po czym Tonks podniosła się.
- Muszę iść odwiedzić Hestię - oznajmiła. - A ty lepiej się prześpij.
- Nie możesz jeszcze chodzić - zaoponował Remus, jednak i tak wiedział, że nie wygra z uporem przyjaciółki, więc nie pozostało mu nic innego jak tylko puścić ją tam, a samemu się położyć. - Tylko uważaj na siebie, proszę - dodał jeszcze, kiedy dziewczyna była już w progu.
Dziesięć minut później Tonks stała w zatłoczonej poczekalni. Jak zwykle siedzieli tam m.in. ludzie ze zdeformowanymi częściami ciała, bądź chorujący na smoczą ospę. Kiedy podeszła do recepcji i spytała o przyjaciółkę, czuła jakby jakaś olbrzymia gula utknęła jej w gardle.
Starsza czarownica, niejaka Amy Smethwyck, skierowała ją na czwarte piętro, na Oddział Urazów Pozaklęciowych. Wspięła się więc po schodach i idąc korytarzem nagle dostrzegła Filipa siedzącego przed jedną z sal. Chciała zawrócić jednak on zauważył ją i powiedział:
- Zaczekaj Tonks, ona chce się z tobą zobaczyć - wskazał na drzwi za sobą, a aurorka niepewnie nacisnęła na klamkę i weszła do środka. Znalazła się w typowej sali szpitalnej. Na łóżku stojącym przy ścianie leżała Hestia. Powieki miała lekko przymknięte i Tonks zobaczyła u niej dość wyraźne sińce pod oczami, co sugerowało, że przyjaciółka spędzała ostatnie noce na bezsilnym płaczu. Nieznacznie także wychudła, co spowodowało, że Tonks poczuła nieprzyjemne ukłucie w okolicach serca.
- Dora - usłyszała słaby głos i Hestia otworzyła oczy.
- Hestio, ja.. - zaczęła dziewczyna, podchodząc do przyjaciółki, lecz tamta ją uciszyła gestem.
- Zanim zaczniesz się obwiniać, pomóż mi wstać, pokażę ci coś - wypowiedziała tę prośbę w taki sposób, że Tonks nie była w stanie jej odmówić. Po chwili szły już gdzieś korytarzem. Nimfadora podtrzymywała przyjaciółkę, ponieważ Hestia czuła się wyjątkowo słabo.
Jones zaprowadziła ją przed jakąś nieznajomą salę, gdzie można było zajrzeć przez szklaną szybę. Ku swojemu zdumieniu Tonks ujrzała leżącą na łóżku, lecz całkiem przytomną, Alicję Longbottom. Przy łóżku siedział jakiś czarnowłosy chłopak, bardzo podobny do aurorki. Wpatrywał się w nią oczami mokrymi od płaczu, a na jego ustach błąkał się nieśmiały uśmiech. Niedaleko tej dwójki przyjaciółki dostrzegły stojącą Augustę Longbottom.
- Popatrz na nich. Wszyscy są szczęśliwi i to dzięki tobie - szepnęła Hestia i ścisnęła mocno dłoń Tonks, za którą ją trzymała. Dora tylko odwzajemniła uścisk, chcąc pokazać Hestii, że jest jedną z najważniejszych osób w jej życiu. Żałowała tylko, że nie może znaleźć sposobu, aby to samo powiedzieć Remusowi.
Ku jego zdumieniu pojawił się bezpośrednio na ulicy Grimmauld Place i tylko cudem ustał na nogach. Nagle spostrzegł, że z Kwatery Głównej ktoś wychodzi. Dopiero po chwili zorientował się, że była to matka Hestii. Schował się więc za najbliższe drzewo, ponieważ nie chciał aby kobieta zobaczyła go w takim stanie. Szczerze mówiąc nie chciał aby go ktokolwiek zobaczył, ale nie miał dokąd pójść, więc chcąc nie chcąc zaczął stawiać chwiejne kroki w kierunku drzwi z numerem 12.
Remus dałby wszystko byleby tylko nie widzieć tego wyrazu, który wymalował się na twarzy Syriusza, gdy otworzył mu drzwi. Łapa przez dłuższą chwilę stał w bezruchu, wpatrując się w przyjaciela przerażonym spojrzeniem po czym wpuścił go do środka, zamykając drzwi na klucz.
- Co...co ci się stało? - wydusił po dłuższej chwili. Wciąż nie mógł oderwać wzroku od niego. Remus był wprawdzie ubrany, ale koszula już dawno przesiąkła mu krwią, a na twarzy miał liczne, głębokie zadrapania. Włosy,posklejane od brudu i potu, opadały mu na zapuchnięte oczy, z których wyzierało cierpienie.
- Zorientowali się, zorientowali się, że coś jest nie w porządku. Straciłem ich zaufanie, a dodatkowo o mało co nie zostałem zabity przez nowy nabytek Greybacka - odparł cicho Lupin. Na razie wolał nie wspominać o powierzonym mu zadaniu, a i przyjaciel zbytnio na niego nie naciskał. Zaprowadził go tylko do łazienki po czym pomógł mu obmyć się z kurzu i krwi oraz przebrać w czyste ubranie.
Tymczasem Tonks, która usłyszała, że ktoś wchodzi po schodach, starała się wstać z łóżka. Kiedy tylko stanęła na nogach, poczuła ostry ból rozchodzący się po całej dolnej części ciała. Zachwiała się, jednak nie przewróciła się. Zaczęła stawiać niewielkie kroki w stronę drzwi. Dość sporo czasu i sił poświęciła na dojście tam, jednak była z siebie zadowolona.
- Syriuszu, co się... - zaczęła, jednak to co zobaczyła sprawiło, że głos uwiązł jej w gardle. Kuzyn stał na środku przedpokoju podtrzymując nikogo innego jak tylko Remusa. Na widok przyjaciela poczuła jakby jakaś niewidzialna ręka ścisnęła ją z całej siły za serce. Poczekała aż Syriusz posadzi Lupina na jego łóżku i dopiero wtedy odważyła się odezwać.
- M..może byśmy użyli dyptamu? - zasugerowała drżącym głosem, a Łapa natychmiast zerwał się, by go poszukać. Dora, czując, że kręci jej się w głowie, zajęła miejsce koło przyjaciela i popatrzyła na niego pytającym wzrokiem, a Remus odpowiedział na jej nieme pytanie.
- Nie zdążyłam cię ostrzec - wyznała. - To przeze mnie już ci nie ufają. Wtedy, w Nurmengardzie ja.. ja nie myślałam do końca trzeźwo i przez przypadek wspomniałam o tobie, przepraszam - dodała, spuszczając głowę.
- Przecież wiem, że nie zrobiłaś tego specjalnie i nigdy by mi do głowy nie przyszło mieć o to do ciebie pretensje - powiedział z przekonaniem Lupin.
- Mam dyptam - oznajmił uradowany Syriusz, znów zjawiając się w najmniej odpowiednim momencie. Po chwili jednak podał eliksir kuzynce i opuścił pokój pod pretekstem nakarmienia Hardodzioba. Wtedy Tonks przypomniała się rozmowa z Miriam Jones.
- Była dzisiaj u mnie matka Hestii. Była bardzo przybita. Remusie, powiedz mi proszę, co się stało z Hestią - przerwała panujące w pomieszczaniu milczenie i wbiła wzrok w Lupina, który wyraźnie zmarkotniał. Tak bardzo nie chciał być osobą, która powie o tym dziewczynie.
- Kiedy uciekaliśmy z Nurmengardu, warunki do teleportacji były bardzo trudne. Na morzu szalał sztorm, a dementorzy deptali nam po piętach. Coś poszło nie tak i Hestia dość poważnie się rozszczepiła. Teraz jest w św.Mungu, lecz wciąż nie ma z nią kontaktu. Ona przeżyła, ale dziecko....nie miało żadnych szans - kiedy Remus skończył mówić zauważył, że po policzkach dziewczyny spływają błyszczące łzy.
- Gdyby nie ja, to wszystko potoczyłoby się inaczej - wyszeptała, a kilka kolejnych kropli łez spadło jej na ubranie.
- Spójrz na mnie - poprosił, jednak Tonks wciąż wpatrywała się przed siebie niewidzącym wzrokiem. Wtedy Remus delikatnie ujął ją za podbródek i zmusił, by na niego popatrzyła. Kiedy jego miodowe oczy spotkały się z jej czarnymi tęczówkami, mógłby przysiądz, że zobaczył pojawiające się w nich ledwo widoczne iskierki.
- Masz rację, gdyby nie ty to wszystko potoczyłoby się inaczej. Nigdy nie uratowalibyśmy Alicji i nigdy nie dowiedzielibyśmy się o śmierciożercach w Mungu. Oboje z Hestią jesteśmy dorośli i zdajemy sobie sprawę, że na świecie nie jest już bezpiecznie. Ja sam przyłączyłem się do Greybacka, nikt mnie do tego nie zmuszał. Tak samo Hestia z własnej woli udała się do Nurmengardu, zdając sobie sprawę ze swojego wyboru. Więc jeśli czemuś jesteś winna to tylko temu, że nie dbasz o swoje zdrowie i nie odpoczywasz, kiedy jest ci to zalecone - zakończył z lekkim uśmiechem, nie spuszczając z niej wzroku, a Tonks modliła się aby ta chwila trwała jak najdłużej. Ich usta dzieliły zaledwie centymetry, a spojrzenia przenikały się wzajemnie. Remus czuł, że z każdą chwilą zaczynają budzić się do życia uczucia dawno w nim uśpione. Nie mógł uwierzyć, że był na tyle głupi, by do tego dopuścić, przecież miłość nie była dla niego. A już na pewno nie zasługiwał na kogoś takiego jak Dora.
Nagle odwrócił wzrok i puścił jej podbródek, przerywając tym samym tę dziwną więź, która utworzyła się między nimi. Tonks także spuściła wzrok, a iskierki, tlące się w jej oczach, zupełnie wygasły.
- Mogę? - spytała, potrząsając buteleczką z dyptamem. Chciała przerwać nieprzyjemne milczenie, jednak Remus tylko skinął głową. Dopiero po dłuższej chwili odważył się odezwać i opowiedział jej o Ianie. Wszystkie emocje jakie nią targały Lupin bezbłędnie rozszyfrował z jej twarzy, jednak ona opanowanym głosem powiedziała tylko, że powinien powiedzieć o tym Dumbledore'owi.
Rozmawiali jeszcze przez chwilę po czym Tonks podniosła się.
- Muszę iść odwiedzić Hestię - oznajmiła. - A ty lepiej się prześpij.
- Nie możesz jeszcze chodzić - zaoponował Remus, jednak i tak wiedział, że nie wygra z uporem przyjaciółki, więc nie pozostało mu nic innego jak tylko puścić ją tam, a samemu się położyć. - Tylko uważaj na siebie, proszę - dodał jeszcze, kiedy dziewczyna była już w progu.
Dziesięć minut później Tonks stała w zatłoczonej poczekalni. Jak zwykle siedzieli tam m.in. ludzie ze zdeformowanymi częściami ciała, bądź chorujący na smoczą ospę. Kiedy podeszła do recepcji i spytała o przyjaciółkę, czuła jakby jakaś olbrzymia gula utknęła jej w gardle.
Starsza czarownica, niejaka Amy Smethwyck, skierowała ją na czwarte piętro, na Oddział Urazów Pozaklęciowych. Wspięła się więc po schodach i idąc korytarzem nagle dostrzegła Filipa siedzącego przed jedną z sal. Chciała zawrócić jednak on zauważył ją i powiedział:
- Zaczekaj Tonks, ona chce się z tobą zobaczyć - wskazał na drzwi za sobą, a aurorka niepewnie nacisnęła na klamkę i weszła do środka. Znalazła się w typowej sali szpitalnej. Na łóżku stojącym przy ścianie leżała Hestia. Powieki miała lekko przymknięte i Tonks zobaczyła u niej dość wyraźne sińce pod oczami, co sugerowało, że przyjaciółka spędzała ostatnie noce na bezsilnym płaczu. Nieznacznie także wychudła, co spowodowało, że Tonks poczuła nieprzyjemne ukłucie w okolicach serca.
- Dora - usłyszała słaby głos i Hestia otworzyła oczy.
- Hestio, ja.. - zaczęła dziewczyna, podchodząc do przyjaciółki, lecz tamta ją uciszyła gestem.
- Zanim zaczniesz się obwiniać, pomóż mi wstać, pokażę ci coś - wypowiedziała tę prośbę w taki sposób, że Tonks nie była w stanie jej odmówić. Po chwili szły już gdzieś korytarzem. Nimfadora podtrzymywała przyjaciółkę, ponieważ Hestia czuła się wyjątkowo słabo.
Jones zaprowadziła ją przed jakąś nieznajomą salę, gdzie można było zajrzeć przez szklaną szybę. Ku swojemu zdumieniu Tonks ujrzała leżącą na łóżku, lecz całkiem przytomną, Alicję Longbottom. Przy łóżku siedział jakiś czarnowłosy chłopak, bardzo podobny do aurorki. Wpatrywał się w nią oczami mokrymi od płaczu, a na jego ustach błąkał się nieśmiały uśmiech. Niedaleko tej dwójki przyjaciółki dostrzegły stojącą Augustę Longbottom.
- Popatrz na nich. Wszyscy są szczęśliwi i to dzięki tobie - szepnęła Hestia i ścisnęła mocno dłoń Tonks, za którą ją trzymała. Dora tylko odwzajemniła uścisk, chcąc pokazać Hestii, że jest jedną z najważniejszych osób w jej życiu. Żałowała tylko, że nie może znaleźć sposobu, aby to samo powiedzieć Remusowi.
~~*~~
Myślę, że zaczynam powoli wracać do formy. Rozdział jest już nieco dłuższy, chociaż i tak nie wystarczająco długi. Mało w nim akcji, ale za to jest więcej przemyśleń, które mam nadzieję się Wam spodobają. Postaram się od dzisiaj dodawać posty w miarę regularnie. Może się to wahać od tygodnia do 10 dni, ponieważ nigdy nie wiadomo kiedy wyskoczą mi z kolejnymi sprawdzianami.
Rozdział dedykuję Dusi, Ginger vel. xxx oraz Damie Kier :)
Doszły mnie też słuchy o sprawie z powiadomieniami. Podobno popularna stała się zakładka "Obserwowane", a więc możecie do niej(o ile już nie jesteście) dołączyć. Napiszcie także, kto w związku z tym chce być informowany o nowych notkach, a kto nie. Unikniemy w ten sposób niepotrzebnego zamieszania :)
Jutro mija dokładnie rok i dwa miesiące odkąd opublikowałam moją pierwszą notkę, jeszcze na Onecie. Nie mogę uwierzyć, że ten czas tak szybko zleciał, ale mogę powiedzieć , że na pewno zmieniłam się od tamtego czasu, mam nadzieję tylko, że na lepsze.
Po pierwsze - ślicznie dziękuję za dedykację! <3
OdpowiedzUsuńCieszę się, że "wracasz do formy", a ten rozdział jest tego najlepszym przykładem. Opisy wyszły Ci naprawdę bardzo dobrze i realistycznie - aż miałam ciarki na rękach, kiedy wyobraziłam sobie nagiego Remusa w kałuży krwi... Całe szczęście, że jest tak silny i udało mu się stanąć na nogi. Nie wiedzieć czemu, ale wzruszyła mnie scena na Grimmauld Place pomiędzy Syriuszem a Remusem. Może dlatego, że ich przyjaźń od zawsze mnie fascynowała? No i Tonks, która boryka się z poczuciem winy, a przecież zrobiła tyle dobrego... :) Nie mogę też nie wspomnieć o Longbottomach. Cieszę się, że o nich nie zapomniałaś w swoim opowiadaniu, wielki plus za to. Czy teraz będzie już tylko lepiej? :)
Jeśli o mnie chodzi, to jestem w "Obserwowanych", więc na bieżąco dostaję informację o nowych postach :)
Pozdrawiam serdecznie! <3
Dziękuję :)
UsuńZaczęłam stawiać na opisy, ponieważ wiem, że muszę się w tym kierunku podszkolić, a w dodatku zauważyłam, że im jest ich więcej tym tekst staje się żywszy. Czy będzie lepiej nie wiem, ale na pewno będzie ciekawiej :)
Och, ślicznie dziękuję za dedykację;* Jest mi miło:)
OdpowiedzUsuńTak, Twoje notki z rozdziału na rozdział wypadają coraz to lepiej. Bardzo podobał mi się ten rozdział. Świetnie opisałaś emocje pomiędzy Remusem a Tonks. Mam to nadzieje, że kiedyś wyznają sobie to, co do siebie czują:) I dobrze, że wyszli z tego wszystkiego cało. A scenka, jak Hestia pokazywała Dorze Aliję, Augustę i Neville aż serce się radowało:) Dobrze, że Hestia żyje, szkoda tylko, że poroniła.
Czekam na next:*
Pozdrawiam:*
Dziękuję ;*
UsuńJa też mam taką nadzieję, ale niestety jeszcze troszkę będzie się musiało wydarzyć. No tak, ale sprawa Hestii była działaniem, które musiałam podjąć, a dlaczego, to wyjdzie "w praniu" :)
Rozdział był bardzo piękny i pełny uczuć. Remus i Tonks coraz bardziej się do siebie zbliżają co mnie ogromnie cieszy. A nie mogę uwierzyć, że Hestia straciła dzidziusia :( Bardzo mi przykro z tego powodu, ale cieszę się, że Augusta, Nevile i Alicja są razem :) Neville ma matkę! Nareszcie. Szkoda,że Frankowi się nie udało :( Szkoda, że mnie nie powiadomiłaś bo wpadłabym wcześniej :) Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńDziękuję ;)
UsuńMnie także to cieszy. Nie martw się, zobaczysz dlaczego tak musiało być. Przepraszam, ale wyjeżdżałam i po prostu już nie zdążyłam, o nast na pewno Cię poinformuję :)
Dziękuję za dedykację i gratuluję rocznicy ^^. Rok i trzy miesiące pisania to już sporo, fajnie, że udało ci się tyle wytrwać i życzę kolejnych miesięcy pełnych weny ;). Mi rok stuknie w lutym, a w czerwcu rok Niebieskich Marzeń, o ile rzecz jasna nie porzucę ich do tego czasu, ale w przypadku tego opowiadania jestem raczej optymistką.
OdpowiedzUsuńCo do informowania: nie musisz mnie informować, gdyż cię obserwuję, a jako że ja też zamierzam z informowania zrezygnować, zachęcam do dołączenia do obserwatorów ^^.
Wracając do rozdziału...
Jestem zachwycona, powtarzam - zachwycona, tą notką.
Wciskaj jak najwięcej przemyśleń, kocham czytać przeżycia wewnętrzne postaci ;). To czyni je bardziej żywymi, zaś tekst jest lżejszy w odbiorze i łatwiej zrozumieć motywy postępowania bohaterów. Bardzo mi się ten rozdział podobał, chyba nawet najbardziej z dotychczasowych, przynajmniej pod względem stylu. Co z tego, że nie było tyle akcji; były za to świetne opisy. Naprawdę fajnie ci to wyszło, i pisz jak najwięcej takich notek. Naprawdę coraz lepiej ci idzie, tylko tak dalej ^^. Przyznaję się, że pierwsze rozdziały niespecjalnie mnie porwały, ale później było już coraz lepiej, naprawdę. A teraz czyta się to naprawdę przyjemnie i lekko. Same dialogi nie wystarczają, by wszystko przekazać. No, ale najważniejsze, że idziesz do przodu i nie stoisz w miejscu.
Naprawdę szkoda mi Hestii, a także Tonks, gdyż teraz gryzą ją wyrzuty sumienia i uważa, że to ona jest winna temu, co spotkało jej przyjaciół. No ale ja myślę, że to nie jej wina, po prostu czasy były, jakie były i wiadomo, że nie mogło być zbyt lekko (nawiasem mówiąc, uwielbiam w twoim opowiadaniu to, że nie zapominasz o mrocznych scenach). Jednak mimo wszystko życie toczy się nadal. Jestem ciekawa, co Remus pocznie ze swoim zadaniem - czy będzie kombinował tak, żeby "wilk był syty i owca cała", czy może coś innego... W każdym razie, zaciekawiłaś mnie i czekam na więcej ;).
A tak w ogóle, zamierzasz opisywać ich dzieje aż do roku 1998, czy kończysz wcześniej?
Skoro akcja była w poprzednich, to teraz trochę musi się uspokoić (w końcu nie może być jej w każdym rozdziale), a przemyślenia też nie są złe i czyta się je z przyjemnością.
OdpowiedzUsuńTak bardzo żal mi Hestii i Dory. To okropne, co je spotkało. Dla tej pierwszej strata dziecka musiała być ogromnym przeżyciem, ale mam nadzieję, że za jakiś czas wszystko sobie poukłada i ponownie zajdzie w ciążę.
Tonks nie powinna mieć takich wyrzutów sumienia, bo to nie jej wina to, co się wydarzyło. W kocu każdy członek Zakonu wystawiony jest na niebezpieczeństwo i ma tego świadomość.
Ale przynajmniej takim jasnym promyczkiem była radość Longbottomów :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Zapomniałam dodać, że nadal prosiłabym o informowanie o nowych postach u mnie na blogu.
Usuńrozdział bardzo mi się podoba choć był strasznie smutny. Współczuję Hestii że straciła dziecko. to musi być dla niej wielki szok. mam nadzieję, że się z tego otrząśnie i jeszcze kiedyś doczeka się potomków.
OdpowiedzUsuńJednak Tonks nie powinna się aż tak obwiniać...
Pozdrawiam i proszę o dalsze informowanie na http://stypa-po-milosci.blogspot.com/
Witaj.
OdpowiedzUsuńJesteśmy relatywnie nową (a więc pełną sił i chęci) ocenialnią, w skład której wchodzą doświadczone oceniające, zaznajomione zarówno z meandrami polszczyzny, jak i z kanonem świata wykreowanego przez Rowling. Chcesz poznać nasze zdanie o Twoim tekście? Zgłoś się już dziś, gwarantujemy szczerość i konstruktywną krytykę.
Pozdrawiamy,
Załoga Szlafroka Śmierciożercy
Od razu przepraszam ze dopiero teraz komentuje ale jak zwykle nie miałam czas.
OdpowiedzUsuńNotka jak zawsze wspaniała.Biedna Hestia tak mi jej szkoda straciła dziecko...Z Remusem tez nie najlepiej co ten Ian z nim zrobił , a swoją drogą jestem ciekawa kiedy ten chłopak wstąpi do zakonu.Oj ten SYriusz...zawsze musi gdzieś wejść w nieodpowiednim czasie.No cóż już mi się nie chce pisać :P Wiec kończę , pozdrawiam i weny życzę !